sobota, 19 listopada 2011

Odcinek I - O sztuce

Sztuka to jedno z pojęć, które lepiej definiować samemu niż grzebać po encyklopediach. Do oczywistych jej cech zaliczam: 1) istnienie w czasie fizycznego wytworu lub stanu (twórców nazywających sztuką swoje wymysły nieosiągalne dla wzroku, słuchu lub dotyku - nie znam przykładów, ale może ktoś je znajdzie - wysyłam na drzewo), 2) autorstwo człowieka (zwierzak lub robot również mogą spłodzić coś, co spełni powyższy i poniższy warunek, ale albo będzie to człowieka pośrednie sprawstwo, jak w wypadku robota, albo pośrednia inspiracja, jak w wypadku zwierzęcia, więc tak czy owak - człowiek) oraz 3) emocję lub myśl wytwarzającą się dzięki lub pomiędzy nadawcą - dziełem a odbiorcą - widzem.

Ustaliwszy rzeczy uniwersalne oto perspektywy z których patrzę na sztukę.



Miejsce w hierarchii
Sztuka nie jest najważniejsza, nie unieważnia ani nie zawiesza zasad moralności, czy estetyki, nie jest swoim własnym punktem odniesienia. To nie żadna metafizyka ani filozofia - to coś, co przez człowieka jest zrobione i człowiekowi ma służyć, bo jeśli go porusza, ale negatywnie, czyli niszczy, to ja dziękuję za taką sztukę i wystawiam ją za drzwi, tam gdzie płacz i zgrzytanie zębów, a raczej tam gdzie ciemno i nikt nie zobaczy. Zdaję sobie sprawę, że ktoś może zachłysnąć się z oburzenia. Autodestrukcję fizyczną czy psychiczną uważam jednak za zło.

Serce i rozum
Serce to emocje, więc piękno, zdumienie, ogrom, przestrzeń, strach - można długo wymieniać. Wszystkie te emocje czemuś jednak służą, mają swoją rolę do odegrania w scenariuszu dzieła. Sztuka natomiast nie ma przerażać dla samego przerażania, wywoływać obrzydzenia bo autor nie ma innego pomysłu na zaistnienie, czy leczyć z czegokolwiek, bo 'wszyscy jesteśmy chorzy'. Sztuka zatem 'porusza wewnętrznie' oraz inspiruje do przemyśleń, czyli przedstawia pewien punkt widzenia, który można przetrawić i odnieść się do niego. Z dzieła płynąć też może wiedza zinterpretowana przez autora, którego podejście przyjmę, odrzucę lub odbiorę po swojemu.

Praca
Im więcej pracy włożonej w dzieło tym lepiej dla niego (chyba, że jest gniotem, ale wtedy nie jest sztuką, więc i tak wypada z orbity zainteresowania). Nie twierdzę, że obowiązuje to zawsze, bo krótka forma to czasem wymóg gatunku. Tym niemniej skalą czyjegoś talentu można zachwycić się najlepiej wtedy, gdy wywrze on na dziele głębokie i szerokie piętno. Dziełem sztuki stać się może również coś bardzo zwykłego, ale przez nakład włożonego wysiłku tracącego swoją zwykłość, a zyskującego nowy wymiar, który można kontemplować lub który inspiruje choćby do refleksji nad silną wolą i hartem ducha autora.

Tematyka i odbiór
Cenię wytwory kultury z dwóch możliwych powodów. Pierwszym powodem jest to, że poruszają one ważne sprawy, a za ważne uważam te, które można zawrzeć w słowach takich jak mądrość, sens, cierpienie, szczęście, polityka, wizja, życie, człowiek, religia, moralność. Wybór to oczywiście przykładowy, sprawy te można ujmować na sto sposobów. Faktem jest, że wytwory te nie zajmują się rzeczami błahymi i ulotnymi. Drugim powodem jest ich zdolność do wywarcia głębokiego wrażenia. Pod wpływem dodatnich wizji można nabrać skrzydeł, a nawet dzięki nim stać się lepszym, mądrzejszym człowiekiem.

Indywidualność
Sądzę, że istnieją kanony prawdy i dobra, ale kanon sztuki już raczej nie. Kanonem nazywam tu zbiór reguł (poza zasadami fundamentalnymi opisanymi we wstępie) określających co sztuką jest, a co nie. Dlaczego więc nie może być kanonu? Ponieważ sztuka staje się nią poprzez naszą decyzję, ma więc wybitnie osobisty charakter. Ile to razy w galeriach stykamy się z bazgrołem w ramkach, który jedyne co nam da, to świadomość marnowania publicznych (najczęściej) pieniędzy na stwarzanie 'artyście' możliwości informowania nas, że lubi niebieskie linie na białym tle albo odwrotnie. Istnieją oczywiście przedmioty o ugruntowanym statusie dzieł sztuki, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto odmówi walorów dzieła artystycznego np. La Giocondzie. Wolno mu? Wolno.

Wiele się zmieniło w ciągu ostatnich 30 lat. Niepostrzeżenie dla jednych, nieuchronnie dla innych, gry komputerowe wkraczają do panteonu muz aspirując do statusu muzy dwunastej obok dziesiątej muzy filmowej i jedenastej telewizyjnej. Czy słusznie? Moim zdaniem tak. Czy bezdyskusyjnie? Pewnie nie. Ale wielkimi krokami nadchodzi czas, gdy reżyserzy gier zyskają sławę Lynchów, Cameronów i Scorsesów, a recenzje najlepszych zagoszczą na łamach poważnych pism zajmujących się kulturą.

2 komentarze:

  1. Ciekawy post. Mała uwaga, słusznie stwierdziłeś, że co jest sztuką a co nią nie jest zależy od subiektywnego odbioru widza, więc w części "Praca" IMHO lekko niefortunnie znalazła się notka o "gniocie".

    OdpowiedzUsuń