czwartek, 21 lutego 2013

Odcinek XII - Minecraft

Jakoś się poskładało, że ładnych parę godzin gry w Minecrafta nie poprzedziłem właściwie żadną o nim lekturą; to chyba jedna z tych gier, do których przedzakupowego wybadania nie potrzeba cudzych opinii - wszystko bardzo szybko widać gołym okiem i jeśli nie chwyci się radości z grania na samym początku, to pewnie i później to się nie zmieni. A zatem jak ta niewinna owieczka przystępuję do napisania nieskażonego cudzymi poglądami wpisu w nadziei, że nie zapracuję za chwilę na miano profana wśród silnej minecraftowej społeczności, a z drugiej strony dzieciaka w oczach "prawdziwych" graczy.
Właśnie taaak, taki wygląd ma mój zamek nocą...
Najtrafniejsze porównanie, jakim można opisać Minecraft odnosi tę grę do pudełka klocków, które widząc, każdy pomyśli co innego. Jedni, że to dziecinada, drudzy, że to nuda, trzeci - wskazując grafikę - że to jakieś dziwaczne pozowanie na retro. Są jednak i tacy (nieskromnie się do nich zaliczę), którzy odpaliwszy ów wytwór studia Mojang zobaczą nie kwadratowe klocki, ale wszystkie te cudowne rzeczy, które zamierzają z nich zbudować. I mogą to robić niemal bez ograniczeń!
Wprowadzenie koła, dodanie elementów fizyki obiektów, stopniowe ulepszenia grafiki, nowe pojazdy. Każda z tych zmian wywołałaby sporą rewolucję w kwadratowym świecie, nie one jednak stanowią o atutach Minecrafta. Więcej: trudno go sobie teraz z nimi wyobrazić. Ich brak jednak nie tylko nie rzutuje na odbiór gry, ale stanowi o jej oryginalności. Owe zmiany wymieniłem zaś dlatego, by ukazać olbrzymi potencjał, jaki ciągle drzemie w produkcji sympatycznie wyglądającego pana o pseudonimie Notch, choć liczy ona już sobie ładnych parę lat.
Wróćmy jednak do ujmowania istoty rzeczy. Skąd tyle potencjału? Model wymyślony przez Markusa Perssona pozwala na swoiste, "kwadratowe" interpretowanie historii techniki; jego projekt to jedna wielka symulacja świata łącząca w sobie elementy napędzające popularność takich gier jak World of Warcraft, Travian, FarmVille (z hordą jemu podobnych systemów hodowania zwierzątek/roślinek na dowolnym portalu społecznościowym) i wielu innych. Jest to cała, liczna rodzina gier, które promują długi kontakt ze światem gry i odpowiednio za to wynagradzają. Mało? To z zupełnie innej półki dorzucamy Valve'owy Portal i gry logiczne, bo Minecraft pozwala samemu narzucić sobie poziom trudności w kombinowaniu którędy poprowadzić "kabel" z czerwonego kamienia (Redstone), by nie zakłócić działania rozgałęźnika, czyli budowania przeróżnych mechanizmów, skomplikowanych na tyle, na ile czujemy się mocni je zaprojektować. Ciągle mało? Dodajmy więc, że Minecraft jest również gigantycznym sandboxem, otwartym, jeśli nie nieskończonym, światem. Skoro, upraszczając, teren generuje się w miarę przemieszczania się naszego ludzika, gdy znudzi się nam otoczenie, zawsze możemy wybrać się w podróż do zupełnie nowych miejsc. I to nie koniec. Można bawić się w odtwarzanie budowli architektonicznych dowolnej epoki, planować przestrzeń, zbierać, wydobywać, konstruować, "poziomować". Swoistego erpegowego sznytu nadają stwory stosujące różne taktyki ataku (walka wręcz, strzały z dystansu, ukradkowy atak samobójczy), wyprawy do odległych bądź tajemniczych miejsc, takich jak Nether, Ender (Koniec) czy Twierdza (Stronghold). Minecraft, słowem, to plac budowy i laboratorium jednocześnie a sieć roi się od filmików pokazujących na jak wiele pozwala graczom z odrobiną wyobraźni i pracowitości. Jest co podziwiać, kto ciekawy na pewno znajdzie tego mnóstwo.
Minecraft sprawdza się także jako symulacja rzeczywistości. Dlaczego? Bo żyjąc, wszyscy uczymy się ulepszać, optymalizować swoje otoczenie. Jeśli powtarza się jakiś męczący nas problem, identyfikujemy go i szukamy dla niego rozwiązania. Np. jeśli w krótkich odstępach czasu przeżywamy awarię prądu, uczymy się mieć pod ręką latarkę i robić kopie zapasowe danych. Tak samo grając odkrywamy pewne potrzeby, np. bezpiecznego przejścia z pkt A do pkt B i odpowiadamy na nie. Szkoły, z tego co wiem, wykorzystują już "Kopać-wytwarzać" w celach edukacyjnych i niech telewizyjni geniusze od stygmatyzowania gier komputerowych jako rozrywki dla debili, dobrze się temu przyjrzą.
Tak naprawdę trudno jednak powyższym oddać to, co w Minecraft jest najprzyjemniejsze. Analizowanie, opisywanie, definiowanie gruszki kolorem skórki nie daje rady. Może więc kilka migawek.
1) Buduję zamek na wysokiej górze (bo tak sobie postanowiłem). Jedno z wejść stanowi drabina prowadząca do leżącej dużo wyżej komnaty. U podnóża owej góry porozrzucane są z kolei pagórki, na których często pasą się - jakżeby inaczej - różne kwadratowe zwierzaki. Pewnego razu zmierzam w stronę tej drabiny i co widzę? Po drabinie wspina się krowa. Ciągnie wytrwale na samą górę, co notabene zapewne nie jest przez twórców Minecrafta zamierzone, a przynajmniej być nie powinno. No bo jak to tak, krowa na drabinie?
Rzeczone krówsko znajdowało się hen blisko szczytu
2) Idę sobie na spacer. Dzień pogodny, sakwy pełne, na horyzoncie śladu kripera (Creeper). Ot, zwiedzam. Kicam więc po pagórkach, tu zetnę drzewko, tam szturchnę grzyba. Nic nadzwyczajnego, po prostu zaciekawił mnie teren. Oho, jaskinia. Nieźle wygląda, wchodzę do środka. Pochodni przy sobie trochę mam, więc gładko daję się pochłonąć pieczarze. Skracając opowieść: po nieokreślonym czasie odnajduję się skuwającym wytrwale minerały z dna potężnej rozpadliny i zagłębiającym się z pełnymi już sakwami w odchodzące w bok korytarze zasypanej kopalni. Pojęcia nie mając, którędy dostać się do domu. Słowem: wychodząc na spacer nigdy nie wiadomo, co może się człowiekowi przydarzyć.
3) Materializacja. Bezsprzecznie jeden z najprzyjemniejszych momentów całej gry; sam początek, świeżutki świat, golutka postać, bez skrawka przysłowiowego błota w ręku. Poszukiwanie pierwszej kryjówki, pierwszego drzewa, potem węgla, zrazu nieśpieszne, potem w coraz szybciej zapadającej ciemności, wreszcie ulga, gdy z ciepłej (złudzenie od ognia), jasnej norki patrzymy w poczuciu bezpieczeństwa na groźny i ciemny świat na zewnątrz. Więc pogłębiamy domostwo nie tracąc chwili czasu aż do rana, kiedy z ulgą wynurzamy się na dzienne światło a na głowy spada nam z tradycyjnym wybuchem nasz pierwszy poranny kriper.
4) Inne wspomnienie: gram razem z żoną. Po zbudowaniu kryjówki udaliśmy się na wyprawę, nie pamiętam już "po kiego". Niestety, zgubiliśmy się będąc bez kompasu i bez wynikającej z doświadczenia wiedzy, jak trafić do domu. A więc poszukiwanie. Znajomych ścieżek, znajomego układu terenu, znajomego czegokolwiek. Długie minecraftowe dni rozpoznawania charakterystycznych linii brzegowych, lasów, znaków orientacyjnych. Bez skutku, zachciało się nam wyprawy! Ale ten quest zaprojektował się sam, a rozwiązanie problemu rodzi potrzebę dobierania skutecznych strategii; znakowania drogi, budowania stacji tymczasowych, przerywania poszukiwań na noc, itp.

Na tym obrazku można zobaczyć kury. Stworzenia to łagodne i poczciwe.
5)
Albo inny problem: Minecraft potrafi wessać. Ot zacząłem budować sobie jakąś kolejkę. Cała operacja wciąga; przebijam się przez puszczę, buduję wiadukty, wpadam na przyczajone zielone brzydactwa. Czas leci całkiem przyjemnie, ale upływa go naprawdę dużo. W tamtym okresie słuchałem sobie po necie przy innych okazjach różnych audycji. Aż postanowiłem połączyć przyjemne z przyjemnym i okazało się, że świetnie sprawdza się pogrywanie z odsłuchiwaniem zajmujących programów - wszak oprawa dźwiękowa Minecrafta pozostawia mnóstwo miejsca na dodatkowe wrażenia słuchowe. Dzięki temu stawiając swoje budowle lub eksplorując dowiaduję się interesujących faktów (w moim wypadku to publicystyka i historia; polecam zamieszczone na YouTube audycje historyczne nieżyjącego już Pawła Wieczorkiewicza). Mogą to być czytane powieści albo jakieś wykłady lub radio; pyszna zabawa, a do tego pożyteczna. Minecraft jest zaś do tego tłem znakomitym.
Czas jednak wysilić zmysł krytyczny. Może on znaleźć pożywkę tam, gdzie pojawiają się kłopoty techniczne; gdy czopujemy się bez powodu, zauważamy błędne cieniowanie, coś się zawiesza albo znika nam z kieszeni połowa pochodni. Jest też czasem problem z dogrywaniem się terenu. Jeżeli natomiast chodzi o sam pomysł rozgrywki, to on po prostu działa i trudno go rozmontowywać z jego obecnego kształtu abstrahując od jego założeń. Mówiąc bardziej po ludzku grając przeważnie jest się zanurzonym w świat, wykonuje się swoje plany traktując otoczenie instynktownie, co jest prymitywnym sposobem na stwierdzenie, że mechanika działa (skoro nie przeszkadza).

Prawie, k***a, jak u faraona. Tylko te tory...

Docierając razu pewnego na plac budowy piramidy (było to wczesnym rankiem) i odczuwając wielką ochotę na ukończenie dzieła pomyślałem, że większość pochwał, którymi obsypałem Minecrafta, jest stuprocentowo uzasadniona. Quod erat demonstrandum.

1 komentarz:

  1. Dzięki za przybliżenie o co w tym całym Minecraft kaman. Dodaję go do listy "trzeba spróbować" :-)

    OdpowiedzUsuń